Po południu zagarnia nas teraźniejszość – zjazd Węgierskiego Forum Demokratycznego (MDF) w Wyższej Szkole Ekonomicznej imienia Marksa, nad Dunajem, koło mostu Wolności. Podróż z Zygmuntem na rocznicę Powstania była już zaplanowana, paszporty, pieniądze, kwatera, wszystko załatwione, kiedy Forum przysłało zaproszenie Komitetowi Obywatelskiemu i pani Szymańska zadzwoniła do mnie z propozycją wejścia w skład delegacji. Jesteśmy więc na tej sali, w ścisku krzeseł, w światłach kamer i reflektorów, uzbrojeni w słuchawki, żeby odbierać angielskie bądź niemieckie tłumaczenia przemówień […]. […] Borusewicz miał przemówić w naszym imieniu, zamiast niego Wilkanowicz improwizuje, daje sobie radę, nie jest zdawkowy, dzieli się myślami o ruchu, którym kierują wartości, jako główne, na pozór sprzeczne, wymienia wolność i solidarność, obyśmy, życzy, my i wy, potrafili je dobrze zrealizować, a sala urządza mu owację, nie tylko jemu i jego myślom, lecz polskiej wolności, z którą węgierska jest solidarna…
Rozglądam się po sali i usiłuję odgadnąć, kim są ci reprezentanci węgierskiego wyzwalania się, skonfrontowanego z węgierskim zniewoleniem i krok po kroku wydzierającego mu obszary społecznego istnienia. Uderza mnie, że przeważnie są nie najmłodsi, młodych twarzy stosunkowo mało, a w wyglądzie, to trudne do określenia, ale tak mi się wydaje, wielu ma coś nauczycielskiego […].
[…]
Jeszcze parę powitań, tak serdecznie jak Polaka przyjmują również Litwina, nie byle kogo, bo prezesa Sajudisu, profesora Landsbergisa, a teraz już przemówienia właściwe, sprawozdania, polemiki, deklaracje. Niektórzy mówcy ujawniają zamiłowanie do patetycznej grandilokwencji, jak nie przymierzając w naszym Senacie, ale z całej kilkugodzinnej debaty wyłania się obraz, nie do końca wyraźny, obraz poruszony, kraju coraz pewniej próbującego wolności, po każdym kroku coraz mniej zamglonym spojrzeniem badającego drogę przed sobą. Realne decyzje zapadają nie tutaj, władza jest ciągle w ręku komunistów, nie pozbawionych jednak wyobraźni, to oni więc, zasiadając w parlamencie i rządzie, od pewnego czasu uprzedzają postulaty społeczeństwa – głównie co prawda w sferze symboli i gestów – zdejmują czerwone gwiazdy z gmachów publicznych i czapek milicjantów, proklamują republiki bez przymiotnika, wycofują partię z zakładów pracy, likwidują jej zbrojne ramię. […] Ale to oni przecież, opozycja spod różnych znaków, byli i pozostają jawnymi wyrazicielami niezadowolenia i aspiracji rodaków, oni wyartykułowali dążenie Węgrów do pełnej demokracji politycznej i ekonomicznej […]. Teraz czas na kolejny rozdział – zgłoszenie gotowości uczestnictwa we władzy, sprecyzowanie programów, przygotowanie demokratycznych wyborów parlamentarnych, samorządowych i prezydenckich, wysunięcie kandydatów. Wszystko to jest treścią debaty, której się przysłuchuję.
Budapeszt, 20 października
Wiktor Woroszylski, Dziennik węgierski 1956, Warszawa 1990.
Na kryty stadion, gdzie odbędzie się wiec na zakończenie zjazdu, wyruszamy wcześniej, żeby dostać si ę bez kłopotów, ale, ku rozczarowaniu Akosa i jeszcze jednej tutejszej polonistki, jasnowłosej Magdy, stadion nie jest pełny, inaczej niż, jak z zapałem opowiadają, na pierwszym wiecu Forum, pół roku temu. Próbują tłumaczyć: ludzie są zmęczeni, opozycja przestała budzić sensację, no i usterki organizacyjne – wszystko to zapewne prawda, jak i to, o czym już wspomniałem, że komuniści, szybko otwierając rozmaite wentyle, wypuszczają parę ze społeczeństwa – ale mimo własnych racjonalnych interpretacji nasi przyjaciele mają nosy spuszczone na kwintę...
Przed właściwym wiecem – krótka część artystyczna: chór dziewczęcy śpiewa pieśni ludowe z Siedmiogrodu, aktorzy recytują wiersze Adyego. Narodowa poezja zdaje się ciągle odgrywać dla Węgrów – czy to znak ich staroświeckości? - nieprzecietną rolę, cytaty i nawiązania do Petöfiego raz po raz wracają w wypowiedziach z trybuny i sala na nie reaguje nie jak na ozdobnik, ale nośnik istotnej, aktualnej treści. U nas jest już chyba inaczej...
W imieniu „Solidarności” przemawia dzisiaj serdecznie powitany Andrzej Potocki, po nim – młody Niemiec z Nowego Forum. Ile dni minęło od tamtego drgnięcia historii? Piąty? Jakie skrzydła miał u ramion ten sympatyczny student z Lipska czy Jeny wyruszając w drogę, jakie teraz łopocą nad oklaskującym go budapesztańskim stadionem?
Budapeszt, 22 października
Wiktor Woroszylski, Dziennik węgierski 1956, Warszawa 1990.